“Miłość. Psychologia, biologia czy socjologia?” - panel dyskusyjny z okazji Walentynek pod patronatem Instytutu Świadomości.
W święto miłości 14 lutego - Walentynki - odbył się panel zorganizowany przez Collegium Humanum dla studentów uczelni pod patronatem fundacji Instytut Świadomości, który poprowadziła Ewelina Pańczyk, prezes fundacji. W panelu udział wzięli eksperci psychologii, wykładowcy Collegium Humanum: Dr Ewa Ryszarda Bernacka, Jakub Mąkosa oraz Marcin Kwiatkowski.
Panel stanowił punkt wyjścia do zdefiniowania miłości i jej kategoryzacji, co okazało się… niezwykle trudne. Miłość bowiem jest zjawiskiem wielowymiarowym, które wymyka się spod jednoznacznych kategorii. Jak zwrócili uwagę uczestnicy panelu, miłość jest co najmniej wytworem psychologii, biologii i kultury, czyli zjawiskiem socjologicznym, ale to nie wszystko, ponieważ rozpatrywać ją można w zasadzie w każdym aspekcie, który dotyczy człowieka, a sama psychologia poświęciła miłości wiele teorii i prób tłumaczenia.
Już jako samo zjawisko psychologiczne, miłość ma wiele wymiarów - począwszy od miłości rodzicielskiej, przez miłość romantyczną, partnerską, miłość rozumianą jako bliskość i intymność, a nawet przyjaźń, po niedawno docenioną miłość do samego siebie, niegdyś myloną z narcyzmem czy egoizmem. Eksperci zgodzili się, że miłość do samego siebie jest podstawą i fundamentem zdrowych relacji z innymi ludźmi i otoczeniem, niestety dopiero młodsze pokolenia mają tego świadomość i traktują miłość do samego siebie, świadomość swoich potrzeb jako coś naturalnego. Tym samym potrafią szybciej rozpoznać poczucie krzywdy i zareagować zamiast tkwić w patologicznej relacji dłuższy czas.
Ma to jednak również drugą stronę, ponieważ w przeciwieństwie do pokoleń starszych, bardziej ukorzenionych w tradycji czy religii, młodsze pokolenia często nie potrafią pogodzić własnych potrzeb z potrzebami partnera, stawiając siebie za absolutny priorytet, a to nie sprzyja rozwojowi relacji, tworzy relację równoległą, a nie wspólne życie. W młodszych pokoleniach nie ma również świadomości i gotowości na wspólne przechodzenia sytuacji trudnych czy traumatycznych, które częściej niż u pokoleń starszych powodują rozstania czy zupełny rozpad relacji. “W zdrowiu i w chorobie…” - to sformułowanie dezaktualizuje się i jest zastępowane przez dążenie do przyjemności, własnego komfortu i samorealizacji.
Miłość to również wytwór kultury i społeczeństwa, kiedyś mechanizm przetrwania, ponieważ łatwiej było iść przez życie czy literalnie przetrwać w parze, rodzinie, nie w pojedynkę. Dobrobyt i rozwój społeczny sprawił, że samotne, czy też samodzielne życie stało się możliwe finansowo i organizacyjnie dzięki udogodnieniom cywilizacyjnym. To z kolei zrodziło nowe wyzwania, głównie psychiczne, emocjonalne i kulturowe, ponieważ wciąż społecznie premiowane jest bycie w związku, zakładanie rodziny i presja społeczna z tym związana jest wciąż bardzo silna i często destrukcyjna, ponieważ obniża poczucie własnej wartości, satysfakcji z życia i możliwości poczucia spełnienia poza relacją, samodzielnie.
Eksperci zwrócili uwagę, że żyjemy w czasach przejściowych, które z jednej strony można nazwać czasami narcyzmu, skupienia na sobie, wyzwalania się spod dotychczas przyjętych schematów tradycji, religii, społeczeństwa, a z drugiej strony przepracowywania narcyzmu w stronę świadomości siebie i dawania wolności innym: “żyj i daj żyć innym po swojemu”.
Miłość to również wytwór naszej biologii, układu hormonalnego, głównie oksytocyny, fenyloetyloaminy, noroadrenaliny, dopaminy i serotoniny, które odpowiadają za miłość romantyczną, “motyle w brzuchu”, poczucie błogości i szczęścia, jak również, w przypadku mężczyzn, wazopresyny, nazywanej hormonem wierności. To mniej romantyczne ujęcie, jednak prawdziwe i z dużym prawdopodobieństwem do wykorzystania w terapii dla par, a nawet w biurach matrymonialnych przyszłości, które badać będą nawet genetykę potencjalnych partnerów do połączenia.
W końcu miłość do dziecka, miłość rodzicielska jako fundament poczucia miłości i zdolności jej dawania i odbierania. To właśnie rodzice przekazują nam schematy dawania i obdarowywania miłością, budowania bliskości i relacji, to właśnie deficyty miłości rodzicielskiej staramy się przepracować w naszym dorosłym życiu, najczęściej w bolesny, czy nawet patologiczny i toksyczny sposób.
Miłość, a dokładnie jej postrzeganie i określanie w przestrzeni publicznej, jest również niezwykle istotne. Semantyka i nazywanie rzeczy po imieniu - kiedy mówimy o miłości, powinniśmy mieć na myśli jedynie te pozytywne odczucia i sytuacje, takie które pozytywnie nas rozwijają i dają szczęście. Nazywanie miłością relacji patologicznych, jak choćby “miłość toksyczna”, jest wprowadzaniem w błąd co do formy tej relacji, daje złudną nadzieję, że można coś zmienić, że warto w tej relacji pozostać. Zdecydowanie lepiej na relację toksyczną użyć określenia “koluzja”, która określa typy relacji patologicznych i takich, w których powinna zapalić się czerwona lampka.
Miłość. Tak wieloaspektowa, wielowymiarowa, wymykająca się kategoryzacji, a przez to tak ciekawa do badania w wielu dziedzinach i jej osobistego przeżywania.
Autor:
Ewelina Pańczyk,
Prezes fundacji Instytut Świadomości
Comments